🐎 Każdy Ma To Na Co Zasłużył

Opowiedziałam im co zrobiłam u notariusza – mianowicie, wpisałam do testamentu, że jedynym spadkobiercą mojego mieszkania jest mój młodszy o 9 lat brat, jednak zabezpieczyłam się na wszelkie ewentualne roszczenia ze strony pozostałych członków rodziny. Ilona zbladła momentalnie, wstała od stołu i wyszła do sypialni. Wyniki wyszukiwania frazy: każdy ma to na co zasłużył - myśli. Strona 662 z 666. Adolphine Myśl 2 listopada 2010 roku, godz. 21:53 33,5°C Ludzie kłamią, a Tłumaczenia w kontekście hasła "na co zasłużył" z polskiego na francuski od Reverso Context: Ty widzisz tylko kolesia, który może dostał to, na co zasłużył. W 2016 roku na wielkim ekranie zaprezentowano szerokiej publiczności produkcję, której głównym bohaterem jest nie kto inny jak św. Ignacy Loyola. Film ten pokazuje nie wszystkim znaną historię świętego z czasów, kiedy raczej nikt by nie pomyślał, że ten człowiek kiedyś zostanie świętym. - Nie ma za co, mój drogi, nie ma za co. - Nie wiem. i nie chcę wiedzieć, która to godzina. Historia wieży Babel pochodzi z biblijnej Księgi Rodzaju. Ludzie postanowili wznieść budowlę (nazwali ją wieżą Babel), która sięgnęłaby nieba. Wówczas każdy człowiek mógłby wejść do nieba, niezależnie od tego, czy na to zasłużył. Tłumaczenie w kontekście "masz na co zasłużyłeś" po włosku: Ma na co zasłużyła.Ha avuto ciò che meritava. że dostanie od mojej mamy, na co zasłużył. Wyniki wyszukiwania frazy: każdy ma to na co zasłużył. Strona 20 z 666. Stefan Żeromski Cytat 9 grudnia 2009 roku, godz. 23:19 2,7°C Każdy ma swoje miejsce Co łączy Wokulskiego z: a) prezesowa Zasławska - prezesowa w młodości przeżyła nieszczęśliwą miłość. Zakochała się w stryju Wokulskiego, który również miał na imię Stanisław, ale nie moglo byc razem, poniewaz ona była bogata arystokratką, a on ubogim oficerem Nie chcę, żeby ktoś pomyślał o mnie, że jestem wyrachowany i obojętny na los schorowanego człowieka, ale dopiero wchodzę w dorosłość i póki co odkładam na własny kąt. Wysyłałem jej przez chwile jakieś pieniądze, ale przez to musiałem zaoszczędzić na jedzeniu, bo inaczej nie miałbym na rachunki. Translation of "masz na co zasłużyłeś" into English . serve someone right is the translation of "masz na co zasłużyłeś" into English. Sample translated sentence: On zaś ma, na co zasłużył, za to, co zrobił z jej ciałem. ↔ And as far as she was concerned, he deserved everything he got now, for doing what he had done to her body. każdy ma to na co zasłużył wyścig do nikąd partia szachów jak hiena, która odrzuca łatwą zdobycz wasze dobre intencje są tak prawdopodobne dodawac dodawać, rządzić i dzielić pieniądze, pieniądzie i jeszcze raz pieniądze Oczywiście, że nie lubie nieproszonych gości, szczególnie taki co włażą w zabłoconych butach Wyniki wyszukiwania frazy: każdy ma to na co zasłużył - piosenki. Strona 12 z 23. stepbyson Piosenka 26 czerwca 2018 roku, godz. 10:59 4,9°C nie pasujesz na 0rlwjdm. zapytał(a) o 17:16 Czy człowiek dostaje od losu to, na co zasłużył, czy może zasługuje na to, co dostał? Trochę filozofii i każdy się dowolna. Uzasadnij swoją odpowiedź. Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2010-06-30 17:18:12 Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 18:09 Moja własna hipoteza Człowiek dostaje od losu są one nomen omen losowe czyli bez jest na pierwszy rzut podjęte wybory jest to swego rodzaju ścieżka którą się podąża lub jak wykorzystujeostatecznie te możliwości prowadzi do rozwidleń ta tej trzeba wybierać i wtedy często otrzymujemy coś a czegoś nie(prawo alternatywy).Jedno może wykluczać drugie lub ponosi konsekwencje swojego wyboru oraz wszystkich mówimy że jak bym był na miejscu kogoś to bym robił on właśnie był kiedyś na podobny miejscu jak ty i wybrał inną drogę dlatego jest jest bogaty a ty na wybrał drogę bogactwa a ty drogę porównywania sie z innymi.(Prawo alternatywy po raz 2) Z tego wynika że nie otrzymujesz to na co zasługujesz(lub chcesz) tylko to co bezpośrednio odpowiada temu jaki jesteś i do czego otrzymujesz tego za to co robisz teraz tylko za cały łańcuch wydarzeń i wyborów od kołyski aż do muzykowi jest łatwiej nauczyć się zupełnie nowej piosenki niż i upraszczając taki łańcuch wyborów wstecz nazywa się często to ono i nasze miejsce na drodze życia determinuje w jakim procencie wykorzystasz moim zdaniem daje często po równo ale nie zawsze to co mamy umiemy wycenić tak samo jak to co widzimy u cóż i tu kłania się po raz kolejny nie trzeba być wyjątkowym aby dostać od losu coś prostu trzeba podążać właściwą autostradą kiedy inni wolą ścieżkę przez inne walory,nie inne talenty czy umiejętności i nie LOS tworzą to co co mamy dostajemy tam gdzie jesteśmy i to od nas zależy czy staniemy na torach(droga na skróty ale droga) czy usiądziemy na ławce w parku aby poczytać romans i poznamy przyszłego męża który dba o zdrowie uprawiając ty nie będziesz nie czuła a nie będzie otyły bo już wcześniej ustanowiliście kim jest każde z w związku z tym bierzecie to na co zasługujecie bo wasza przeszłość wpływa na los i przyszłość .Wieże że los nie daje tak jak ludzie dają .Los wystawia szczęście po równo na licytację i tylko od ciebie zależy czy trafisz w ogóle na aukcję twojego życia i czy przedwcześnie na niej nie ustąpisz. Doktor. odpowiedział(a) o 19:54 Często człowiek nie dostaje tego, na co zasługuje, bądź odwrotnie - dostaje coś, co nie powinno mu być dane. Patrząc na to wszystko 'z boku' widać, jak nierównomiernie rozkładają się dary losu. Tak jak już było pisane - często niesprawiedliwie, według bezsensownych - dla nas - zasad. Cóż, ja jestem pewien zaledwie dwóch tez - że nigdy nie można mówić 'już nic gorszego mnie nie spotka', oraz że każdą sytuacją, którą nam los daje, należy przyjąć i się z nią pogodzić. blocked odpowiedział(a) o 17:19 Mi ta żadna z tych teorii nie przypadła do gustu. Czasem ludzi spotyka wielkie szczęście lub nieszczęście bezpodstawnie. Często dobrzy ludzie umierają młodo na ciężkie choroby. A mendy społeczne(np. niektórzy ss-mani) żyją po 80-90 lat w dobrym zdrowiu. Nie ma tu mowy o zasługiwaniu bądź mnie. Los nie zawsze bywa sprawiedliwy... Ani to, ani to moim zdaniem, wpływ na to, co dzieje się z nami, ma wpływ każda decyzja, każdego pojechał po pijaku, potrącił piekarza, który pojechał do szpitala i nie otworzył piekarni, Ala poszła po chleb, zastała jednak zamkniętą piekarnię, po drodze spotkała miłość swojego zycia itd...Nie każdy zasługuje na to co dostał. Największe chamy mają każdy dobry człowiek dostaje piękne to przypadek, gra. I nic nie jest nigdy pewne. Dla mnie? Ani to ani to. Mam dziwną logikę może, ale według mnie jest tak, że los już przed narodzinami świata od A do Z zaplanował. Ba, zaplanował to zanim los się stworzył. Ale to już offtop, więc wracam do tematu. Los wszystko zaplanował, i tu nie ma mowy o tym że ktoś zrobił coś złego, to od losu dostanie w zamian też coś złego, albo na odwrót czy jeszcze inaczej. Niezbyt też zasługuje na to, co dostał. Po prostu los wszystko zaplanował, WSZYSTKO jest zapisane na kartkach w zeszyciku losu. Los zaplanował "na raz" wszystko, i w chwili obecnej losu nie ma - jak był i wszystko zaplanował na samym początku, tak po milisekundzie zniknął z całymi zapiskami. Los nie planuje już nic więcej. Wszystko co się przydarzy, co się przydarzyło - zaplanował los. I: nie, nie wierzę w boga. To nie bóg to zaplanował, tylko los. Sam los. Andraste odpowiedział(a) o 11:34 Myślę , że po części dostaje od losu to na co zasłużył i zasługuje na to co dostał .. blocked odpowiedział(a) o 14:30 Starając się dążąc do swojego celu otrzymujemy skutki naszych starań (mogą być negatywne lub pozytywne zależy co robimy i jak się o to staramy) i wtedy można powiedzieć ,że dostał to na co na to co mu "ślepy los" przyniesie,to zawsze wtedy nie wiadomo co może przynieść może przynieść samo za nic naprawdę nie wiemy jak może się zdarzyć nie znamy swojej przyszłości(może dlatego,że jej się tak naprawdę nie idzie przewidzieć,bo jest zmienna) nie możemy tego tak po prostu ocenić ,zawsze może powinąć się noga nawet gdy zupełnie wydaje się,że na to nie bywa niesprawiedliwy ,czasami bywa to od przypadku, niepewność może nas trzymać,bo nigdy nie możemy tego sprawdzić . "Ani to mi nie pasuje, ani to".Jeśli już coś, to bardziej: jak sobie pościelisz tak się Ja jestem za ty że dostaje to na co zasłużył . :D gafi124 odpowiedział(a) o 17:59 Dostać od losu to na co się zasłużyło to moim zdaniem to samo co zasłużyć na to co się dostało. Przecież i tak dostał "to", bo zasłużył w jakiś sposób. Owe "to" nie koniecznie musi być czymś w ziemskim życiu teoria ta jest rzadko trafna. blocked odpowiedział(a) o 18:18 Jeżeli na coś zasłużyliśmy to to dostajemy, jeżeli coś dostajemy to nie zawsze na to to poplątane,albo niech będzie,że postaram się jeszcze łatwiej to przykład:babcia i babci w domu,babcia jest zadowolona,dostajesz drugim wypadku-hojna babcia i leniwy najłatwiejszą robotę,dodatkowo coś kasę,no bo nie wypada wnusia nie zazwyczaj ludzie dostają od losu to na co sobie zasłużyli,oczywiście z małymi wyjątkami. Ja sądze ,że tak i tak .Człowiek dostaje od losu to na co zasłużył . Np. od Boga . Będąc dobrym można zostać wynagrodzonym .Czasem także zasługuje na to co dostał ,choć nie zawsze . Np. Jest niedobry ,a po pewnej chwili dostaje coś wspaniałego .Wtedy uświadamia Sobie ,że musi stać się dobrym i takim się staje .Różnie bywa . blocked odpowiedział(a) o 17:21 Ani to,ani to moim los nie jest spotyka nas niesprawiedliwość mimo że sie staramy. blocked odpowiedział(a) o 17:22 Los nie jest sprawiedliwy, a więc to zależy od przypadku. Nie ma co się zastanawiać nad tym bo los jest przypadkowy. Raz wygrywasz, a raz przegrywasz. To jest jak ruletka. Raz jest lepiej, a raz gorzej. blocked odpowiedział(a) o 10:11 Dostaje to na co zasłużył , proste. blocked odpowiedział(a) o 11:35 W sytuacjach negatywnych mówimy, że dostał to na co zasłużył (np. był alkoholikiem przez co umarł)Mówiąc "zasługuje na to co dostał" mamy na myśli ludzi którzy zrobili coś dobrego, napracowali się by cokolwiek otrzymać. blocked odpowiedział(a) o 19:59 Człowiek dostaje to, czego nie chce, a nie dostaje tego czego bardzo mocno zawsze dostaje to, na co zasłużył, bo jak nie chce tego dostać i jest mu to obojętne, to dlaczego miałby to dostać?"Człowiek zasługuje na to, co dostał" - niezależnie czym będzie to co dostał, człowiekowi zawsze będzie się to należało, chodź on sam nie wie, jak to się stało, że coś dostał. blocked odpowiedział(a) o 00:04 Los jest jak przypadek.. ktoś dobry może nie dostać od losu niczego, a ktoś zły może całe życie "przepieprzyć", a los daje mu wszystko. Także nie zgadzam się z tym, by człowiek dostał coś na co zasłużył. Los nie jest sprawiedliwy . Zależy od przypadku . LUXHYY odpowiedział(a) o 10:42 Los człowieczy jest jednym wielkim losowaniem , nie ma znaczenia czy ktoś jest dobry czy zły... dostanie to na co wypadnie. Podam przykad bo np. kiedy urodzmy się w biednej rodzinie jest nam źle czy to nasza wina że tu jestesmy? a czy ludzie zasługują na to, że są kalekami.? wydaje mi się, że nie. a czy bogaci zasługują na to, że są bogaci.? może o ile używają pieniędzy na słuszne cele. chociaż, może los... obdarza ludzi tak... może wie, że osoba kaleka poradzi sobie z tym, wie, że jest silna i jakoś sobie poradzi.? a pieniądze daje tym którzy by zginęli bez nich.? kto wie co by było gdyby obdarzał inaczej. ci ludzie, kalecy, wtedy już nie kalecy, by nie używali tych pieniędzy na jakieś Bóg wie co.? a osoby bogate, wtedy kalekie, by się poddawały i nie walczyły o lepsze jutro.? nikt nigdy tego nie zrozumie... raczej zasługuje na to co dostał. Uważasz, że ktoś się myli? lub Szmato... Najpierw naucz się kochać a potem weź się dopiero za miłość!!! A może macie racje i nie wszyscy zasługują na miłość? Jestem zapewne wyjątkiem popierającym regułę... Co mi powiedział ? On jest...no nie wiem mądry?nie wiem czy to dobre określenie Powiedział mi wtedy:"Jeśli w życiu szukasz dobra, to je znajdziesz...Zło też znajdziesz, jeśli w nim skupisz swoje poszukiwania... Zastanów się , czego szukasz, ponieważ świat wynagrodzi twoje starania." Kurwa to czemu do nie wykorzystuje swojej mądrości żeby trzymać się ode mnie z daleka ?!! Nie mogę pojąć tego jakim potworem jestem,czym się stałam....Ach,szkoda że wtedy w wakacje nie zeżarłam tych leków...Uwolniłabym świat od na nim mniej zła A jeśli chcesz mieć poczucie" misji" wobec mnie to kurwa mać czeka Cię długa ja sprawiam,że szczęśliwi płaczą,uśmiechnięci kochają w smutku,życie staje się był już taki odważny I co?Jestem bolesną raną w jego sercu ...Zło powraca ...tak samo jaki i dobro .Ze mną jest chyba tak jak w tej piosence: Piotr Ikonowicz: Każdemu to, na co zasłużył Niewątpliwym zaprzeczeniem dla tej wizji jest istnienie i fizyczna obecność ludzi wykluczonych, biednych, bezrobotnych, bezdomnych. Tym gorzej zatem dla nich. Oni są „niesłuszni”, bo zakłócają spójną wizję niekończącego się wzrostu i postępu. Stąd piętnowanie tych, którzy przegrali. Ludzie wyeksmitowani, stają się niechcianymi sąsiadami. Ludzie bezrobotni zostają nierobami, ludzie niedojadający i nie potrafiący wyżywić swoich dzieci, patologią. To zręczne zamienianie skutku z przyczyną, jest tym łatwiejsze, że biedacy budzą lęk w tych, którzy jeszcze utrzymują się na powierzchni, a od lęku już tylko krok do wrogości. Co chwila słyszy się o bestialstwach popełnianych na bezdomnych. Kilka lat temu grupa gimnazjalistów w Głogowie zadeptała na śmierć bezdomnego. Takie akty to nie przypadek, tylko wynik etyki naszych czasów, gdzie „Silniejszy wygrywa”. „Kto zada pierwszy cios, przeżyje”. Dopóki jesteś silny możesz uniknąć kary, niezależnie od tego, co zrobisz słabszemu”. Fakt, iż pozbawienie ofiar człowieczeństwa dehumanizuje sprawców, bagatelizuje się jako mało istotny, jeżeli w ogóle się go dostrzega. Liczy się tylko to by dostać się na szczyt i na nim pozostać.” Brzmi znajomo? A przecież Bauman nie pisze tu o Polsce roku 2010, tylko o holokauście. W świecie skomercjalizowanym brak szacunku dla drugiego człowieka otwiera drogę okrucieństwu, z jakim uczniowie nagminnie znęcają się nad nauczycielami. Nauczyciel wprawdzie więcej wie od uczniów, więc teoretycznie nie jest stroną słabszą, ale wystarczy, że mało zarabia, aby był godzien pogardy. Liczy się, bowiem nie wiedza, lecz status majątkowy. Nisko uposażony nauczyciel należy do tych, którzy przegrali, a z przegranymi młodzież ani myśli się utożsamiać czy choćby solidaryzować. Chcąc wyjaśnić zjawisko wykluczenia społecznego we współczesnym zglobalizowanym świecie Bauman wyjaśnia mechanizm deprecjonowania ofiar przed ich skrzywdzeniem na przykładzie zagłady Żydów: „zanim zamknięto w gettach Żydów niemieckich oraz tych pochodzących z innych krajów okupowanej przez nazistów Europy (a także Romów i Sinti), zanim ich wywieziono do obozów śmierci, rozstrzelano lub zagazowano, zostali uznani za zbiorowego homo sacer – kategorie ludzi, których życie pozbawione jest jakiejkolwiek faktycznej wartości i których wymordowanie nie pociąga za sobą jakichkolwiek moralnych konsekwencji oraz nie podlega karze. Zgodnie z nazistowską wizją Neue Ordnung byli unwertes Leben – niegodni aby żyć ..” Obecność ludzi „zbędnych”, niezaradnych, wyrzuconych poza nawias życia społeczno-gospodarczego i publicznego zadaje kłam tezie o końcu historii, o osiągnięciu przez Polskę i inne kraje bloku wschodniego optymalnego, najlepszego z możliwych systemu opartego na demokracji i gospodarce rynkowej. Dlatego cała machina propagandowa pro systemowych partii politycznych, system edukacyjny, media głównego nurtu prześcigają się w piętnowaniu ofiar wpisanego w koncepcję neoliberalną darwinizmu społecznego, w którym właśnie nierówności społeczne przedstawiane są jako motor postępu: „Istnienie nielicznych bardzo bogatych jednostek jest niezbędne dla finansowania postępu, który uczyni bogatszymi pozostałych, zatem nierówności tych nie da się usunąć bez szkody dla postępu.” Kiedy jednak tak się nie dzieje, kiedy efektem nierówności jest powstawanie ludzi-odpadów, to pojawia się z zastanawiającą regularnością pomysł izolowania ich od „zdrowej” reszty społeczeństwa. Stąd tworzenie osiedli kontenerowych dla eksmitowanych. Przy czym największy opór społeczny bierze się nie z solidarności czy moralnego oburzenia na takie traktowanie ludzi, ale z obawy przed niepożądanym sąsiedztwem osób, które z chwilą złego potraktowania przez władze publiczne podlegają stygmatyzacji i stają się niepożądanymi sąsiadami. Dlatego w Gdańsku takie osiedle postanowiono zlokalizować jakże symbolicznie, obok wysypiska śmieci. Uzasadniając decyzję o budowie osiedla kontenerowego dla eksmitowanych obok wysypiska śmieci wiceprezydent Gdańska Maciej Lisicki „przytoczył list mieszkanki Gdańska, w którym skarżyła się ona na „libacje”, „orgie seksualne”, „wybijanie szyb na klatce schodowej” i „niezamykanie drzwi wejściowych zimą”. W Bytomiu zaplanowano, że osiedle kontenerowe dla eksmitowanych będzie ogrodzone i monitorowane przez specjalnie tam otwarty posterunek policji. Loic Wacquant nazywa takie osiedla „hipergettami”. Opisując amerykańskie czarne getta Wacquat zauważa, iż coraz bardziej zbliżają się one do modelu „Goffmanowskich instytucji totalnych”: Budynki komunalne, które przypominają kompleksy więzienne, nowe „osiedla” ogrodzone i strzeżone z zewnątrz przez wzmocnione patrole policji dokonujące szczegółowych kontroli” . Ciekawe, że czynnik rasowy, tak istotny w USA czy np. Francji traci na znaczeniu i głównym kryterium wykluczenia staje się status majątkowy. W kultowym filmie Quentina Tarantino „Pulp fiction” czarny gangster zwraca się do swoich białych pomagierów per „czarnuchu” czym podkreśla ich niższą pozycję przestępczej hierarchii. Dla bohatera innego filmu, młodego włoskiego rasisty czarne gwiazdy pop kultury i sportu nie są czarnuchami, bo odnieśli sukces. W Polsce, kraju niezwykle jednolitym etnicznie rodzi się nowy rasizm, nowa ksenofobia, powstają nowe getta dla biednych, ale mechanizm deprecjacji, izolacji i dyskryminacji jest bardzo podobny. Osoby zagrożone eksmisją bardzo często wyrażają obawę, że będą musiały zamieszkać w okolicy pełnej lumpów, pijaków, łobuzów. Ta obawa bywa większa niż strach przed znalezieniem się w sub standardowych warunkach mieszkaniowych. Sam fakt, że kogoś wyeksmitowano tak bardzo stygmatyzuje, że biedni boją się biednych, których nauczono ich uważać za „patologię”. Wyobrażenie to jest o tyle niesłuszne, że jak wynika z „Diagnozy społecznej na rok 2009” przygotowanej pod kierunkiem profesora Janusza Czapińskiego, 46% Polaków ma kłopoty z płaceniem czynszu, a więc eksmisja grozi niemal, co drugiej rodzinie. Zwykle więc chodzi raczej o biednych niż „odrażających, brudnych, złych”. Bardzo interesująco pisze o fałszywej świadomości grup społecznie pokrzywdzonych Jarosław Klebaniuk: „Zdrowy rozsądek podpowiada, niektóre teorie zaś argumentują (teoria tożsamości społecznej, teoria dominacji społecznej), że system oparty na niesprawiedliwych różnicach w zamożności i dochodach, powinien być w największym stopniu kontestowany przez tych, którzy przez ten system są najbardziej pokrzywdzeni. Tymczasem liczne dane empiryczne wskazują na to, że jest wręcz odwrotnie. Redukcja dysonansu poznawczego (pomiędzy „jestem biedny” a „nie zasłużyłem na to”) wymaga przyjęcia takich idei, które pozwolą w spokoju znosić własną niedolę. Nic więc dziwnego, że choć republikańska polityka podatkowa w Stanach Zjednoczonych służy zaledwie jednemu procentowi najbogatszych, znajduje poparcie szerokich rzesz najbiedniejszych, którzy sprzeciwiają się redystrybucji czy w ogóle bardziej egalitarnym rozwiązaniom, akceptują negatywne stereotypy własnej grupy i przypisane im role społeczne. Wtedy, gdy indywidualne i grupowe interesy i potrzeby nie są zbyt wyraziste i zbyt silne, członkowie grup upośledzonych przejawiają nawet silniejsze poparcie dla systemu społecznego i władz, niż członkowie grup uprzywilejowanych.” Po to by dowieść tezy, że niepowodzenia życiowe są wynikiem braku starań, trzeba tak przedstawiać sytuację materialną społeczeństwa, aby zjawisko biedy i wykluczenia miało charakter marginalny. Na zajęciach w liceach z podstaw przedsiębiorczości, tłumaczy się uczniom, że bezrobotni to są ludzie, którym się nie chce pracować. Taka teza, mimo iż przeczy obiektywnemu zjawisku ekonomicznemu, jakim jest bezrobocie strukturalne, które ma charakter trwały i utrzymuje się w Polsce od początku transformacji ustrojowej na wysokim poziomie. Potęguje to strach nie tylko przed niepowodzeniem, ale i związaną z tym stygmatyzacją, która jest wykluczeniem w warstwie emocjonalnej i psychicznej. Stąd bardzo często prezentuje się stan społeczeństwa na podstawie nastrojów, czyli subiektywnej oceny respondentów. Ocena ta jest zazwyczaj przesadnie optymistyczna, jako że nawet w anonimowych badaniach ludzie mają tendencję do przedstawiania swojej sytuacji jako lepszej niż jest w rzeczywistości. Powszechna jest praktyka zaniżania danych o bezrobociu, poprzez czyszczenie kartotek, czyli tworzenie osobom pozostającym bez pracy barier w pozostawaniu w rejestrze i korzystaniu z najważniejszej związanej z tym korzyści, jaką jest ubezpieczenie zdrowotne. Ponieważ prawie 90% bezrobotnych nie ma prawa do zasiłku, muszą oni podejmować dorywcze prace w sektorze nieformalnym, co koliduje często z obowiązkiem stawiania się w urzędzie pracy. Taka nieobecność powoduje automatyczne skreślenie z rejestru i cudowne obniżenie stopy bezrobocia. Istnieje też tendencja do manipulowania statystyką. Bardzo często podaje się do wiadomości publicznej wartość średniej krajowej płacy, którą otrzymuje stosunkowo niewielu zatrudnionych (która w 2010 r wyniosła 3165 zł), podczas gdy unika się podawania płacy najczęściej otrzymywanej wynoszącej zaledwie 1530 zł. Również tzw. próg ubóstwa ustala się na poziomie, który sprawia, że objętych tym zjawiskiem jest nieco ponad 3% społeczeństwa, podczas gdy z wyników badań ogłaszanych przez Eurostat wynika, że 30% polskich dzieci cierpi z powodu niedożywienia. Wszystkie te zabiegi mają sprawić, że ludzie dotknięci ubóstwem i związanym z tym wykluczeniem będą się czuć winni swego położenia, gdyż „poza tym jest wszędzie normalnie”. Jednocześnie bieda staje się rodzajem grzechu, przewinienia i wymaga nie wsparcia tylko kroków wychowawczych ze strony władz publicznych i lepiej sytuowanych obywateli. Kiedy w Mińsku Mazowieckim zawaliła się ściana domu, administratorka budynku wyjaśniała, że już dawno wyeksmitowałaby nie płacących regularnie czynszów zajmujących ów budynek lokatorów, ale nie może tego uczynić, bo eksmisja jest „za karę” a w Mińsku gorszych warunków już nie ma. Ludzie, którzy tracą dach nad głową są zmuszeni korzystać z różnego rodzaju schronisk i przytułków, które również stawiają przed sobą cele „edukacyjne” jeśli nie wręcz „resocjalizacyjne”. W praktyce oznacza to wprowadzenie pół więziennych regulaminów, konieczność proszenia o pozwolenie wyjścia i obowiązek powrotu przed określoną godziną pod groźbą utraty miejsca. Osobom takim odbiera się otrzymywane świadczenia społeczne a do wielu z nich osoby nie otrzymujące takich świadczeń nie są przyjmowane. Mimo to powszechna jest praktyka zmuszania do świadczenia nieodpłatnej pracy. Wszystko to nie pozostawia osobie będącej obiektem takiej „pomocy” na szukanie dróg wyjścia z sytuacji wykluczenia, podjęcie pracy czy ułożenia sobie życia w nowych związkach. Przekaz medialny utrwala stereotypy dotyczące ludzi bezrobotnych, biednych, samotnych matek, związków pozamałżeńskich. W polskich mediach pełno jest informacji o pijanych, nigdzie nie pracujących konkubentach biegających w pijackim szale z siekierą i mordem w oczach. Natomiast słowa konkubent, konkubina ani razu nie jest wymienione w kodeksie cywilnym, co najbardziej układnym parom prowadzącym wzorowy żywot utrudnia korzystanie z praw cywilnych, np. po śmierci jednego z partnerów. Pracownicy socjalni są trenowani, szkoleni w obojętności i dystansowaniu się od swych podopiecznych. Jest to po części podyktowane skromnością środków przeznaczanych na pomoc społeczną, ale w o wiele większej mierze wynika z doktrynalnej zasady, że pomoc społeczna jest niemal gorsza od alkoholu, tytoniu czy narkotyków, bo uzależnia osoby ją otrzymujące. Ta absurdalna teoria każe abstrahować od niskich płac, głodowych świadczeń emerytalnych i rentowych, bezrobocia, gdyż winy za niewydolność gospodarstwa domowego i jego niemożność zbilansowania dochodów i wydatków należy szukać w tych, którzy doświadczają biedy, a nie w tych, którzy tę biedę powodują, czy obiektywnych warunkach makro-ekonomicznych. Coraz częściej zdarza się, że z powodu niemożności zapewnienia dzieciom podstawowych warunków egzystencji takich jak energia elektryczna, regularne posiłki, właściwa do pory roku odzież rodzina jest karana odebraniem władzy rodzicielskiej rodzicom i skierowaniem dzieci do domów dziecka czy adopcji. Rozwiązanie to okazuje się o wiele bardziej kosztowne niż udzielenie wsparcia rodzinie borykającej się problemami, ale zgodne z zasadą, że biedni są winni i powinni za to ponieść karę. Przy okazji ofiarami padają dzieci, które nawet na gruncie tej doktryny nie sposób o coś oskarżyć. Źródło Opublikowano: 2012-12-21 09:11:04 Zasadniczo dochodzę do wniosku, że każdy ma to na co zasługuje. Np. ma takich nauczycieli na jakich zasłużył i mieć będzie również takich lekarzy na jakich sobie zasłuży. Chcę w ten sposób pożegnać wszystkich moich dotychczasowych pacjentów z terenu WOZ w Wyszkowie. Będę z Wami jeszcze tylko do końca tego roku i od stycznia ktoś inny przejmie po mnie schedę po 12 latach mojej dla Was pracy. Życzę Wszystkim dużo zdrowia, a tym którym odjęło rozum życzę jego powrotu wraz z Nowym Rokiem ( o ile jest to w ogóle możliwe). Tym zaś, którzy wspierali mnie w trudnej i nierównej walce dla dobra dzieci serdecznie dziękuję. O tych, którzy zachowali się poniżej ludzkiej godności ( przede wszystkim członkach Rady Rodziców )już zapomniałam i ani myślę kiedykolwiek ich wspominać. Niech żyją tak jak się nie nauczyli i niczego się już nie nauczą... Moja decyzja jest nieodwołalna i ostateczna. I aby nikt z osób zainteresowanych tudzież postronnych nie miał wątpliwości zamierzam wszelakie podjęte przeze mnie działania doprowadzić do końca. Z pozostałymi problemami od tej pory będziecie Państwo radzić sobie sami ( z wyłączeniem garstki ludzi prawych, którzy zawsze mogą liczyć na moją pomoc, jeśli tylko będę w stanie coś dla nich zdziałać). Zwłaszcza ci, którzy pochowali głowy w piasek i wyparli się człowieczeństwa oraz prawdy w imię "świętego spokoju" . Pozdrawiam „Gazeta Wyborcza” pytała ostatnio „Kim pan jest, panie Plichta”. Ja już sobie wyrobiłem zdanie na ten temat. Marcin Plichta może z pewnością aspirować do miana kłamczucha roku. Mamy dopiero sierpień, ale sądzę, że trudno będzie go pokonać. A szczytowym „osiągnięciem” Plichty będzie ukoronowanie jego wszystkich łgarstw, kiedy ostatecznie okaże się, że w kasie Amber Gold nie ma 80 mln zł na zaspokojenie roszczeń klientów firmy. Jego była wspólniczka mówi w „Wyborczej” o Plichcie tak: „Zakochany tylko w pieniądzach i splendorze, pozbawiony uczuć. Z emocji korzysta tylko po to, by manipulować innymi„. Jeśli ktoś bardzo chce kąpać się w złocie, a jednocześnie nie ma cierpliwości, by dochodzić do tego przez długie lata, to idzie drogą na skróty, z przystankami w areszcie śledczym. Jeśli w dodatku nie ma kapitału, by błędy popełniać na własny koszt, po drodze bezwzględnie wysysa pieniądze z innych ludzi, wystarczająco naiwnych, by dali się nabrać na jego również:Święty spokój kierowcy w dobie wysokiej inflacji? Bezcenny. Jak można (spróbować) ograniczyć koszty eksploatacji samochodu? I ile to kosztuje? [NOWOCZEŚNI MOBILNI]Jest plan na wakacje za granicą? Jest też problem: wysokie ceny i słaby złoty. Dwa sposoby, by nie dać się złapać w sidła kursowe [MOŻNA SPRYTNIEJ]Cyberbezpieczeństwo w bankach: technologie przyszłości. Jak zmieni się świat bankowości? [BANK NOWOŚCI]Plichta, zanim skończy marnie, zorganizuje jeszcze kilka konferencji prasowych, udzieli kilku wywiadów, będzie na kilku okładkach. Zaspokoi swoją próżność na nasz koszt. A po odpokutowaniu za winy Amber Gold i OLT Express otworzy nowy biznes, dokładnie taki sam, jak poprzedni. Tacy ludzie jak Plichta nie uczą się na błędach, zwłaszcza na własnych. Tyle, że sami tego typa stworzyliśmy, utuczyliśmy przez lata i pozwoliliśmy mu stać się bohaterem. Co z tego, że negatywnym? Kiedy zaczynał „karierę” nawet nie mógł marzyć o takim publicity. Dziś w blogu lista płac, czyli wykaz wszystkich tych, którzy przyczynili się do tego, że Marcin Plichta mógł wypłynąć na wody wielkiego biznesu i zyskać zaufanie dziesiątek tysięcy ludzi, ściągając na wielu z nich kłopoty. Po pierwsze i najważniejsze: nasza chciwość. Gdyby nie znalazło się ludzi, którym chciwość odbiera rozum, to Plichta – nawet będąc geniuszem marketingu – nic by nie wskórał. Rozmawiałem niedawno z twórcą parabanku, jednego z tych, które są wpisane na listę ostrzeżeń publicznych KNF. Mówił mi: „niech pan nie wierzy, że ludzie, którzy włożyli do Amber Gold pieniądze, to biedni, nieświadomi ciułacze, którzy pomylili Amber Gold z bankiem PKO BP. Oczywiście, takich też się kilku znalazło. Ale większość osób włożyła tam pieniądze świadomie, licząc na to, że leżąc do góry brzuchem osiągną wysoki zysk„. Średnia wpłata do Amber Gold to kilkanaście tysięcy złotych. Rekordzistka ze Szczecina włożyła zł. Liczyła zapewne, że u Plichty w rok zarobi zł. W banku dostałaby pewnie z zł. Jest różnica, prawda? Można kupić nową furę, pojechać na wycieczkę na Malediwy all inclusive. Takie wizje potrafią ludziom odebrać rozum. Czy ta pani ze Szczecina mogła myśleć, że jej inwestycja jest bezpieczna, gwarantowana przez rząd? Cóż, w zasadzie nie powinna, ale z drugiej strony ona też płaci podatki i miała prawo oczekiwać, że jeśli biznes nie jest uczciwy, to policja z prokuraturą zamkną go w dwa tygodnie.„Subiektywnie” o Amber Gold: w Polsat News oraz TVP Info Po pierwsze (alternatywnie): nasza ignorancja. Każdy, kto ma blade pojęcie o lokowaniu pieniędzy, mniej więcej wie ile można zarobić bez ryzyka. Góra 4-5%, tyle co wynosi inflacja. Wie też, że na rynku obowiązuje zasada: im większy potencjalny zysk, tym większe ryzyko straty. Czy jeśli jakiś facet obiecuje „gwarantowane” 14% w skali roku, to znaczy, że zna jakiś sposób, by taki gwarantowany dochód osiągnąć. Dlaczego banki tyle nie płacą? Czy tylko dlatego, że są chciwe? Plichta mógł naciągać nas na quasi-lokaty, bo przeciętny Polak jest niestety finansowym ignorantem. Nie wie, że trzeba podzielić inwestycje na kilka części. Nie wie, że każdy dochód powyżej 5% z lokaty jest obciążony większym lub mniejszym ryzykiem straty. Nie zna zasady, iż nie wolno inwestować w coś, czego się nie rozumie. Gdyby znał, to w biurze Amber Gold kazałby sobie wytłumaczyć: „panie kochany, co stanie się z moimi pieniędzmi, na jaką 100%-owo pewną inwestycję zostaną przeznaczone?”. Nie potrafią wytłumaczyć? Trudno, nie powinni dostać kasy. Po drugie: nasza naiwność. Nie potrafię od lat zrozumieć dlaczego nie czytamy druków, które podpisujemy. Zwłaszcza, że – do diaska – jest różnica między bankiem, który jest pod ścisłym nadzorem państwa, a prywatną firmą, która może do umowy wpisać cokolwiek. I Amber Gold wpisywał do umów przeróżne rzeczy, od których włos jeży się na głowie. Czytając umowę, regulamin, ogólne warunki depozytów towarowych, można też było ustalić, że nie jest to żadna inwestycja w złoto, a tylko w… przechowywanie złota. I to tak dziwnie zrobiona, że to nie ja płacę firmie za to, że przechowuję złoto w jego skarbcu, ale to ona mi za to płaci. Dziwaczne? To powód, by takiej umowy nie podpisywać. Chyba, że ktoś naiwnie wierzy, że dziwaczna umowa jest dziwaczna zupełnie bez powodu. Po trzecie: pobłażliwość sędziów. Facet przed laty sprzeniewierzył pieniądze ludzi. Może popełnił „błąd młodości”, może coś mu nie wyszło w biznesie. Sąd wydaje wyrok skazujący w zawieszeniu. Ten sam facet popełnia później podobny „błąd młodości”. Znów pieniądze tracą jego kontrahenci, klienci. Sąd… znów wydaje wyrok w zawieszeniu. I tak w kółko. Czy będąc Marcinem Plichtą nie doszlibyście w końcu do wniosku typu „hulaj dusza, piekła nie ma”? Miał nowy pomysł na biznes, może mu się nawet wydawało, że tym razem skończy się on lepiej, niż poprzednio. Może nawet nie miał intencji zrobić nic złego. A skoro sąd już kilka razy machnął ręką na „błędy młodości”, to przecież warto zaryzykować, żeby kąpać się w złocie, zwłaszcza że przecież ryzykuje się nie swoje pieniądze. Po czwarte: lenistwo urzędów rejestrujących firmy. Facet z kilkoma wyrokami za przywłaszczenie cudzego mienia przychodzi założyć firmę pod tytułem Amber Gold, która ma się zajmować tym, czym się potem zajmowała później przez trzy lata – zbieraniem od ludzi pieniędzy i lokowaniem w depozyty towarowe. Prawo mówi, że taki facet nie powinien zasiadać ani w zarządzie, ani w radzie nadzorczej firmy. Ale sędziowie rejestrują bez zmrużenia oka nie tylko Amber Gold, ale i inne firmy, w których Plichta jest wpisany jako prezes zarządu lub szef rady nadzorczej. Pewnie gdyby sąd nie pozwoliłby zarejestrować Plichcie firmy, to ten znalazłby jakiegoś „słupa”, a sam zostałby pełnomocnikiem zarządu (zresztą kiedy „Gazeta Wyborcza” napisała o jednym z jego wyroków tak właśnie zrobił – usunął się w cień). Ale może Plichta miałby przynajmniej jakiś respekt do prawa, jakieś hamulce w prowadzeniu Amber piąte: naiwność organów stanowiących prawo. Czy mieści Wam się w głowie, że facet otwiera biznes finansowy – pal licho, że wcześniej był karany i nie powinien w tym biznesie się udzielać oraz pal licho, że już wcześniej za swoje „błędy młodości” nie znalazł się w jakiejś przyjemnej celi w Rawiczu, tylko dostał w prezencie od wymiaru sprawiedliwości kolejną okazję, by kogoś naciągnąć – po czym uchyla się od obowiązku złożenia sprawozdań finansowych? Plichta rozbroił mnie podczas swojej konferencji prasowej, kiedy tłumaczył, że nie składa sprawozdań, bo „inni też nie składają”. Przecież prowadził działalność zaufania publicznego! W instytucjach prowadzących rejestry firm po upływie terminów złożenia sprawozdania natychmiast powinien zaświecić się alarm. Jak to możliwe, że gość przyjmuje od ludzi pieniądze i nie wiadomo nawet jak wyglądają jego finanse? No, ale w kraju, w którym od kilku lat trwa wielki bój o to, by państwowy nadzór sprawdził finanse dużo potężniejszych SKOK-ów, moje zdziwienie jest ograniczone. Tym niemniej za nieskładanie sprawozdań powinien być Rawicz. Niewykluczone, że tam powitanie Marcina Plichty mogłoby wyglądać tak: Po szóste: nieskuteczność Komisji Nadzoru Finansowego KNF zrobiła najwięcej, by firma Amber Gold nie była bezkarna. Wpisała ją na listę ostrzeżeń publicznych i skierowała sprawę do prokuratury. Ale nadzór szybko przekonał się, że najwięksi tupeciarze z gwiazd na jego liście – wśród nich był prezes Amber Gold – podnoszą sensowne argumenty na poparcie tezy, że lista jest jakimś śmiesznym, przypadkowym spisem firm, o których KNF przeczytał w gazetach, a nie żadnym poważnym przedsięwzięciem. KNF chyba też traktował listę ostrzeżeń publicznych jak wymówkę, dowód na to, że robi coś, by ostrzegać przed firmami typu Amber Gold. Nadzór nie zrobił wiele, by wpis na listę ostrzeżeń publicznych był przez ogół traktowany poważnie. Tymczasem taka lista powinna być efektem solidnego przeczesania całego rynku i analizy działalności każdej z firm z osobna. Na koniec zatwierdzonej przez jakieś szacowne grono. Inaczej nie będzie spełniać swojej roli, pozostając rodzajem wygodnego listka siódme: rozlazłość prokuratury. Nie jestem prawnikiem, nie podejmuję się więc stwierdzić, czy działalność firmy Amber Gold wyczerpuje znamiona wykonywania działalności bankowej bez zezwolenia, zaś depozyty towarowe są „przyjmowaniem środków pieniężnych w celu ich obciążenia ryzykiem„. Ale płacę podatki na sądy i prokuratury, więc powinien tam siedzieć jeden lub drugi spec od finansów, prawa gospodarczego, prawa bankowego i szeroko pojętych finansów, który zleciłby przygotowanie kilku ekspertyz, przeprowadziłby postępowanie wyjaśniające. I albo w tydzień zamknąłby firmę, albo pozwoliłby jej działać, wydając dobrze umotywowane orzeczenie, że nie jest to żaden bank, tylko firma działająca zupełnie inaczej. Takie orzeczenie powinno było trafić na biurka wszystkich innych prokuratorów od spraw gospodarczych, żeby wiedzieli co jest grane. I nie powinno to zajmować trzech lat, ale trzy miesiące. Może Plichta dostał trzy lata w prezencie na rozbujanie firmy, bo prokuratura sprawę zbadała i uznała, że Amber Gold to nie bank? Ale dlaczego teraz jej rzecznik nie wystąpi i nie powie: „naszym zdaniem nie ma tu działania bez licencji bankowej, stwierdziliśmy to już dwa lata temu, oto nasza ekspertyza„.„Subiektywność” o złocie i cwaniakowaniu – rozmowa w TOK FM„Subiektywność” o Amber Gold w Faktach TVN, „Oblicze biznesu”Po ósme: bezczynność Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Amber Gold nie oferuje klasycznych depozytów bankowych, nie powinien więc nazywać swoich produktów „lokatami”, bo jest to mylące i sugeruje, że mamy do czynienia z czymś bezpiecznym. Amber Gold oferuje depozyty towarowe, a to zupełnie coś innego. Quasi-lokaty Amber Gold gwarantowały zyski od 10% do 14% w skali roku. Nie ma sposobu, by zagwarantować tak wysokie zyski z inwestycji na rynku surowcowym. Można zagwarantować góra 2-3% w skali roku (korzystając z kontraktów terminowych). Na 14% zarobku można mieć co najwyżej szansę, ale bez żadnej gwarancji. Plichta stworzył na potrzeby Amber Gold „Fundusz Poręczeniowy AG”, który ma sugerować, że „lokaty” w złoto są zabezpieczone jakimś poręczeniem lub ubezpieczeniem do kwoty zł. Właścicielem funduszu poręczeniowego jest jednak Amber Gold (czyli firma poręcza sama za siebie?), zaś jej kapitał to tylko 10 mln zł. Czy więc Amber Gold wprowadzał w błąd konsumentów w swoich reklamach i przekazie marketingowym? Dlaczego przez dwa lata UOKiK, na który wszyscy płacimy podatki, nie wziął tych spraw na warsztat? Niniejszym zamykam listę płac. Sejm, Senat, sądy, prokuratura, nadzór bankowy, urząd ochrony konsumentów i sami konsumenci… A wiecie co jest najgorsze? Że ten Dyzma naszych czasów nie jest ani jakoś specjalnie genialny, ani przesadnie błyskotliwy, nie wzbudza zaufania, na konferencjach prasowych nie robi wrażenia osoby, która wodziła wszystkich za nos ze względu na swoje nadzwyczajne cechy, które trzeba podziwiać i płakać, że zaprzedał je diabłu, by znaleźć się po złej stronie mocy. Plichty nie podziwiamy. On jest po prostu wygadany, robi wokół siebie dużo szumu, wodzi za nos zwykłymi, drobnymi kłamstewkami, zarzucając nas łatwymi do zweryfikowania ,zmyślonymi chyba naprędce historyjkami. Ten facet nie jest nawet przesadnie sprytny, bo nawet kłamać można tak, żeby nie dało się łatwo tych kłamstw zweryfikować. A Plichta, niestety, ściemnia w słabym się od złota, którego podobno jest 100 kg, co pokrywać miało w całości zabezpieczenie depozytów. Potem sam Plichta przyznał, że pokrywają one wkłady klientów tylko częściowo. A my już wcześniej sobie policzyliśmy, że wartość złota to 17-20 mln zł, zaś wkłady klientów sam Plichta podsumował na 80 mln zł. Jeszcze wcześniej była kwestia audytu, który miał być podobno przygotowywany, ale firma wskazana przez Plichtę się tego wyparła. Pamiętacie humbug z rzekomą notatką ABW, o której Plichta mówił, że jest „na 99% prawdziwa”? Nie była. Pamiętacie jak Plichta tłumaczył źródła zarobku Amber Gold? Że firma podobno „zarabia na spridach”. Naprawdę tak powiedział, na „spridach”. ;-). Na spreadach, czyli różnicy między ceną zakupu i sprzedaży złota. Tak, ale tylko w przypadku klientów zrywających umowy. A na czym zarabia w przypadku klientów, którzy umowy nie zerwą? Ostatnio Plichta ogłosił, że jego firma ma kilkadziesiąt milionów złotych w nieruchomościach. Fakty TVN znalazły nieruchomości za kilka milionów. Podobno majątkiem firmy miały być auta za 8 mln zł. Owszem, ale znajomy znajomego dilera samochodowego napisał do mnie mejla z informacją, że Plichta zapłacił tylko za 30% floty wartej właśnie te 8 mln zł. Resztę będzie musiał oddać. Nie tak dawno Plichta chwalił się w wywiadach, że ma klientów. Ostatnio mówił, że a wcześniej miał na myśli wszystkich, którzy przewinęli się przez firmę. No jasne, pewnie dziennikarz źle go zrozumiał. Wiemy też, że banki doniosły do Głównego Inspektora Informacji Finansowej o dziwnych operacjach Amber Gold. Podobno prokuratura i ABW podejrzewają, że pieniądze wpłacane przez klientów, zamiast na zakup złota, szły na zupełnie coś innego. Czyżby na finansowanie OLT Express? Już jakiś czas temu podejrzewałem, że inwestujący w lokaty Amber Gold de facto inwestują w fundusz private equity, działający w branży lotniczej. Jeśli te podejrzenia się potwierdzą, to będziemy mieli ostateczny kres marzeń klientów o odzyskaniu swoich pieniędzy. A scenarzyści zabiorą się za tworzenie filmu „Kariera Nikodema Plichty”„SUBIEKTYWNIE O FINANSACH” OD LAT PISZE O AMBER GOLD. Już we wrześniu 2009 r. w blogu pisałem o firmie Finroyal, działającej podobnie do Amber Gold. W styczniu 2010 r. w blogu pojawił się pierwszy tekst o Amber Gold i produktach lokatopodobnych. I o tym, że ktoś mąci spokój prokuratorom. W kwietniu 2010 r. wołałem, że pośrednikiem finansowym nie może dowodzić człowiek z wyrokiem. Do tematu wróciłem w styczniu 2012 r., kiedy Amber Gold otworzył placówkę pod nosem Komisji Nadzoru Bankowego i Narodowego Banku Polskiego. W marcu alarmowałem, że ludziom wydaje się, iż prywatne pożyczki, zdaniem połowy ciułaczy, są równie bezpieczne co depozyty w bankach. Na początku lipca opisywałem medialny kontratak Amber Gold. I oskarżenia firmy pod adresem KNF. W połowie lipca zająłem się dziwnymi umowami, które Amber Gold spisuje ze swoimi klientami, a z których wynika, że lokata w złoto nie ma nic wspólnego z zarabianiem na złocie. Później zastanawiałem się czy przypadkiem władze nie postanowiły skasować Amber Gold stosując metody zbyt kozackie oraz o cwaniakowaniu prezesa Amber Gold. Pisałem też co musi się stać, żeby prezes Amber Gold zarobił 44 mln zł. Zajawiłem również moje pomysły na to, by tacy goście, jak Marcin Plichta musieli ostrzegać w reklamach, że nie mają nic wspólnego z bankami. Nie mogłem też powstrzymać się przed uwagą, że tacy dżentelmeni, jak Plichta, to często recydywiści. Raz im nie wyszło, ale się nie przejęli. Moją kilkuletnią pracę nad Amber Gold docenił na stronach Artur Kiełbasiński oraz w TVN-owskim programie „Fakty po Faktach” Justyna Pochanke (11. minuta rozmowy z Markiem Borowskim).

każdy ma to na co zasłużył